ETAP 2: Łysica

Decyzja o zdobyciu Łysicy nastąpiła zupełnie przypadkowo. Akurat na początku kwietnia miałem do załatwienia pewne sprawy w Kielcach i wykorzystując fakt, że znalazłem się raptem 15 km od szczytu, a słoneczna i ciepła pogoda sprzyjała wędrówkom górskim, stwierdziłem, że jest to idealny moment na zaliczenie tej góry. I tak też uczyniłem.


Łysica (07.04.2016)

DYSTANS: 4 km
CZAS PRZEJŚCIA: 1h 19min

Najlepszym miejscem do rozpoczęcia wędrówki na ten szczyt wydała mi się mała miejscowość Święta Katarzyna. Jest do niej stosunkowo blisko z Kielc, a na dodatek są stamtąd jedynie 2 km na sam szczyt. Jako, że było już dość późno i nie miałem czasu na długie wyprawy, zdecydowałem się właśnie na najszybszy wariant trasy prowadzącej na ten szczyt. Generalnie Łysica to bardzo specyficzna góra. Jest to najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich, które w stosunku do pozostałych pasm górskich w Polsce znajdują się dużo dalej od reszty z nich. Stąd też, aby zdobyć ten najniższy szczyt Korony Gór Polski trzeba specjalnie jechać w Góry Świętokrzyskie, które są tak specyficznie usytuowane, że praktycznie każdy ma do nich daleko - zarówno mieszkańcy południowej, centralnej jak i północnej Polski. Ja akurat i tak nie mogę narzekać, ponieważ mieszkam w południowej części województwa mazowieckiego, więc do Gór Świętokrzyskich i tak mam pewnie bliżej niż większość z Was. Około 14:30 zaparkowałem samochód w pobliżu czerwonego szlaku, który prowadzi na Łysicę. Ruszyłem czerwonym szlakiem. Po parudziesięciu metrach wędrówki mocno się jednak zdziwiłem, ponieważ okazało się, że na trasie jest budka, w której trzeba było zakupić bilet, aby pójść dalej tą drogą. Nabyłem więc bilet i ruszyłem dalej. Nagle po kilkuset metrach marszu ujrzałem sympatycznego Pana siedzącego na pobliskim drzewku. Okazało się, że Pan ten zajmował się kontrolowaniem biletów :). To niesamowite, że mimo tego, że było już tak późno i zdobywałem ten szczyt w czwartek w godzinach, kiedy większość ludzi siedzi w pracy, szlak był tak mocno pilnowany. Po pokazaniu biletu ruszyłem dalej czerwonym szlakiem, który wraz  upływem czasu stawał się coraz bardziej stromy. Szlak jest naprawdę dobrze przygotowany, jednak pod koniec staje się coraz bardziej kamienisty i nie są to małe kamyczki, a olbrzymie kamule, na których bardzo ostrożnie trzeba stawiać każdy krok, ponieważ łatwo na nich się potknąć czy poślizgnąć. Po 40 minutach marszu od parkingu stanąłem na pustym szczycie. Wokół mnie była całkowita cisza. Jeszcze przed chwilą człowiek chodził po centrum zatłoczonych Kielc, żeby już godzinę później stanąć na totalnym odludziu na najwyższym punkcie w okolicy. Niesamowite uczucie. Zszedłem tą samą trasą. Co prawda nie spotkałem już Pana kontrolującego bilety, ale Pani sprzedająca wejściówki wciąż stacjonowała w swojej budce. A była już prawie godzina 16:00. Fajna i sympatyczna wycieczka na zakończenie mojej wyprawy do Kielc. 

No comments:

Post a Comment