ETAP 6: Czupel, Babia Góra, Skrzyczne

Do tej pory zdobyłem już 16 szczytów Korony Gór Polski. Poprzednie wyprawy cały czas czymś mnie zaskakiwały i wciąż uczyłem się nowych rzeczy o górach i podejściu do nich. Kolejny wyjazd zapowiadał się bardzo ciekawie. Miałem zaliczyć trzy kolejne szczyty, w tym drugi co do wysokości szczyt Korony Gór Polski - Babią Górę, a oprócz niej trochę niższe Czupel oraz Skrzyczne. Na swoją bazę noclegową wybrałem Żywiec. Ta słynąca z browaru i wody miejscowość wydała mi się bardzo korzystnie zlokalizowana patrząc na to jakie szczyty planowałem zdobyć.


Czupel (06.08.2016)

DYSTANS: 11,29 km
CZAS PRZEJŚCIA: 3h 43min

Na pierwszy ogień poszedł najniższy z planowanych podczas tej wyprawy szczytów czyli Czupel. Jako punkt startowy wybrałem wieś Czernichów znajdującą się niedaleko słynnego Jeziora Żywieckiego. I to jest właśnie bardzo ciekawe w tym szczycie. Może i nie jest on zbyt wysoki, bo ma jedynie 933m n.p.m., ale jednak jego zdobywanie zacząłem z dość niskiego pułapu, przez co suma przewyższeń podczas całej wyprawy wyniosła aż 713 metrów. To całkiem sporo jak na szczyt poniżej 1000m n.p.m. W Czernichowie zostawiłem auto w pobliżu kościoła i ruszyłem niebieskim szlakiem, który miał mnie zaprowadzić na sam szczyt. Pogoda była dość niepewna. Mocne zachmurzenie wskazywało, że jest spora szansa na deszcz. Niebieski szlak dość mocno piął się w górę i nie był najlżejszy, ale nawierzchnia dość stabilna, więc dało się nim całkiem sympatycznie iść. Niestety po godzinie marszu zaczęło bardzo mocno padać. Na tyle mocno, że wszystkie bardziej strome odcinki zamieniły się w potoki. Dobre nieprzemakalne obuwie bardzo się przydało. Także moja sprawdzona w bojach peleryna dobrze radziła sobie z coraz większym deszczem. Niestety po pewnym czasie zaczęło się już prawdziwe oberwanie chmury, więc zatrzymałem się pod jakimś gęstym drzewem, aby to przeczekać. Drzewo nie było może specjalnie szczelne, ale przynajmniej w pewnym stopniu chroniło przed deszczem. Po 15 minutach trochę się uspokoiło i ruszyłem dalej. Z góry cały czas spływała woda, zrobiło się spore błoto, ale samo wejście nadal szło mi całkiem sprawnie. W pewnym momencie niebieski szlak połączył się na chwilę ze szlakiem czerwonym i już wiedziałem, że do szczytu jest niedaleko. Około godziny 13:00 stanąłem na pustym szczycie. Deszcz powoli przestawał padać, jednak nawierzchnia zrobiła się dość śliska i zdawałem sobie sprawę, że zejście nie będzie najlżejsze. Z powrotem do Czernichowa postanowiłem wrócić zupełnie inną drogą. Po połączeniu szlaku niebieskiego z czerwonym zacząłem schodzić w dół właśnie czerwonym szlakiem. Było stromo, ślisko, a ja akurat nie miałem przy sobie kijków. Wokół było takie błoto, że nawet nie chciało mi się szukać gałęzi do podpierania. Schodząc czerwonym szlakiem spotkałem jakiś zagubionych turystów, którzy twierdzili, że mają nieaktualną mapę i zapytali mnie jak dojść do najbliższego schroniska. Dokładnie wyjaśniłem im jak mają iść korzystając z mojej smartfonowej Mapy-Turystycznej i ruszyłem dalej. Po pewnym czasie nachylenie szlaku znacznie osłabło, a po skręceniu w żółty szlak w stronę Czernichowa droga praktycznie się wypłaszczyła. Żółtym szlakiem bardzo sympatyczną leśną drogą dotarłem do kolejnego rozwidlenia, na którym odbiłem na zielony szlak w kierunku Czernichowa. Ścieżka zrobiła się bardzo wąska i dzika, a powoli zza chmur zaczęło wyłaniać się słońce. Bardzo podobał mi się ten odcinek. Po pewnym czasie dotarłem do równej asfaltowej drogi na obrzeżach Czernichowa. Akurat z jednej z posesji para młoda i goście zbierali się na ślub do kościoła i całkowicie zablokowali przejście. Po przymusowej przerwie ruszyłem dalej. W pewnym momencie zielony szlak odbił w wąską i niesamowicie stromą ścieżkę. Mocno się na niej ślizgałem po dość mokrej nawierzchni, ale jakoś dałem radę zejść. W razie czego alternatywnie można odpuścić to odbicie szlaku i konsekwentnie trzymać się asfaltowej drogi, którą także można dotrzeć do centrum Czernichowa. Zielonym szlakiem dotarłem do Urzędu Gminy w Czernichowie. Tam też szlak ten oficjalnie się skończył i aby wrócić do samochodu ponownie musiałem podążyć niebieskim szlakiem, którym wróciłem pod kościół, gdzie zostawiłem auto. Pod kościołem znowu spotkałem młodą parę i gości, którzy już powoli szykowali się do ceremonii ślubnej. Fajna i urozmaicona wycieczka. Trochę nie dopisała pogoda, ale z drugiej strony, dzięki temu będę miał co wspominać.



Babia Góra (07.08.2016)

DYSTANS: 15,40 km
CZAS PRZEJŚCIA: 4h 44min

Babia Góra, drugi co wysokości szczyt Korony Gór Polski. To ona miała być moim kolejnym celem. Szczyt ten zdobyłem wcześniej w 2015 roku, ale jako, że dla własnej satysfakcji postanowiłem zdobyć wszystkie szczyty Korony Gór Polski w 2016 roku, musiałem go zaliczyć jeszcze raz, co bardzo mnie ucieszyło, bo lubię to miejsce. Najlepszym punktem startowym do zdobywania tej góry jest Przełęcz Krowiarki. Znajdują się tam 2 duże parkingi i odchodzą od niej 2 różne szlaki na szczyt. Do Przełęczy Krowiarki dotarłem około godziny 10:00 i ku mojemu zdziwieniu zająłem już jedno z ostatnich miejsc na płatnym parkingu. Mimo tego, że było jeszcze bardzo wcześnie stało już masę samochodów i widać było, że za sekundę parking całkowicie się zapełni. Mi na szczęście jeszcze udało się jakoś zaparkować Aby wejść na teren Babiogórskiego Parku Narodowego musiałem jeszcze zakupić bilet, a następnie ruszyłem znajomym mi już czerwonym szlakiem w stronę szczytu. Szlak ten jest świetnie przygotowany. Cały czas praktycznie idziemy po wygodnych twardych kamieniach i skałach lub po utwardzonej ścieżce.  W początkowej fazie idzie się sympatycznym lasem. Jest bardzo stromo i trzeba mieć naprawdę dobrą kondycję, żeby przejść ten odcinek bez żadnej przerwy. Kiedy dotrzemy jednak na Sokolicę, las powoli się kończy i naszym oczom ukazują się piękne widoki. Od tego momentu przez większą część szlaku podąża się już szczytami gór, z których możemy podziwiać cudowne krajobrazy. Podejście jest cały czas dość strome, jednak niespecjalnie trudne, bo cały czas idzie się po kamieniach i skałach. Najgorsze jest w tym podejściu jednak to, że praktycznie do ostatnich metrów nie widać Babiej Góry. Po drodze mijamy kolejne szczyty, które z naszej perspektywy wydają się już być najwyższe w okolicy, jednak ilekroć zdobywamy kolejny szczyt, dopiero wtedy widać za nim, że dalej jest jeszcze jakaś wyższa góra. Wchodziło mi się bardzo dobrze, miałem mocne tempo i wszedłem na szczyt dużo szybciej niż na to wskazywały oficjalne czasy. Na samym szczycie, mimo pięknej słonecznej pogody było dość chłodno i bardzo mocno wiało, dlatego dość szybko zacząłem schodzić na dół czerwonym szlakiem w kierunku Schroniska na Markowych Szczawinach. Początek zejścia z Babiej Góry jest dość stromy i nieprzyjemny, jednak po 200 metrach robi się trochę bardziej płasko i idzie się bardzo fajnie. Kiedy dotarłem do Przełęczy Brona było jeszcze bardzo wcześnie, dlatego kiedy zobaczyłem tam drogowskaz na Małą Babią Górę pokazujący, że do tego szczytu jest tylko 30min marszu, postanowiłem jeszcze dodatkowo zaliczyć także tą górę. Po Babiej Górze szczyt ten nie zrobił już na mnie takiego wrażenia, jednak zawsze stanowiło to jakieś urozmaicenie. Wróciłem do Przełęczy Brona i stamtąd już sympatyczną ścieżką w dół ruszyłem w stronę schroniska. Planowałem tam odpocząć, jednak ludzi było tyle, że nie dojrzałem żadnego wolnego miejsca, dlatego nie namyślając się długo, podążyłem niebieskim szlakiem w stronę Przełęczy Krowiarki. Niebieski szlak do parkingu jest naprawdę lekki i przyjemny. Nachylenie jest minimalne, a nawierzchnia niezwykle wygodna i można na nim fajnie zregenerować nogi. Do parkingu dotarłem około godziny 15:00. Świetna wycieczka. Uwielbiam Babiogórski Park Narodowy. Szlaki są bardzo zadbane, dobrze oznaczone, w górnych partiach gór idzie się praktycznie samymi szczytami i można podziwiać piękne widoki, a na dodatek sama Babia Góra jest naprawdę bardzo sympatyczna, bo nie jest w ogóle zabudowana i sprawia wrażenie dość "dzikiego" szczytu. Sam dystans do pokonania podczas tej wyprawy jest dość spory, ale widoki i przeżycia, które nam towarzyszą podczas marszu są naprawdę wyjątkowe.

Opis i mapa trasy na portalu Planeta Gór


Skrzyczne (08.08.2016)

DYSTANS: 9,98 km
CZAS PRZEJŚCIA: 3h 18min

Na koniec tego wyjazdu zostawiłem sobie Skrzyczne. To dość specyficzna góra, ponieważ znajdują się na niej tereny narciarskie i praktycznie na sam jej wierzchołek można wjechać wyciągiem, co dla mniej wprawionych turystów jest kuszącą opcją, ponieważ samo wejście na szczyt jest niesamowicie strome i można się na nim nieźle skatować. Na sam szczyt prowadzi bardzo wiele szlaków, jednak dla mnie najciekawszym rozwiązaniem wydał się start ze Szczyrku skąd niebieskim szlakiem planowałem wejść na sam szczyt tej góry. Tak też uczyniłem. Było tego dnia niesamowicie gorąco i kiedy rozpocząłem bardzo strome podejście niebieskim szlakiem wiedziałem już, że nie będzie lekko. Po drodze przechodziłem parę razy pod wyciągiem i z zazdrością patrzyłem na ludzi, którzy spokojnie wjeżdżali wyciągiem na szczyt. Ja natomiast cały spocony i mocno zdyszany konsekwentnie piąłem się w górę. Praktycznie cały czas szedłem stromo pod górę, były krótkie wypłaszczenia, ale generalnie ten niebieski szlak na szczyt nie daje wiele momentów podczas, których można odpocząć. Na górze było już sporo ludzi, większość zdobyła ten szczyt jadąc wyciągiem i wielu z nich z podziwem, a może i ze współczuciem patrzyło na mnie, kiedy cały spocony i wykończony stanąłem na najwyższym wierzchołku tej góry. Następnie wszedłem jeszcze na taras widokowy znajdujący się tuż koło wyciągu, z którego rozpościerały się piękne widoki na pobliskie miasta i jeziora, w tym między innymi na Żywiec i Jezioro Żywieckie. Bardzo efektowne ukoronowanie tego wyjazdu. Do Szczyrku wróciłem sympatycznym zielonym szlakiem, który był trochę dłuższy, ale jednak jego nachylenie dużo lżejsze. Generalnie ten zielony szlak wydał mi się bardziej przyjemny i urozmaicony. Być może wynikało to z faktu, że wchodząc na Skrzyczne nie miałem specjalnie dużo czasu na podziwianie widoków i dlatego gorzej odebrałem tą drogę. Po zejściu do Szczyrku, bardzo usatysfakcjonowany, wróciłem do samochodu, żeby jeszcze tego samego dnia pojechać do domu. Zaliczyłem już 19 szczytów do Korony Gór Polski. Zostało jeszcze tylko 9.

No comments:

Post a Comment